Oczekując określonej wydajności od zwierzęcia (wydajność mleczna, przyrosty masy ciała itp.) wskazówki takie można przekazać zwierzęciu, jedynie na drodze genetycznej manipulacji. Manipulacji bezpośredniej, czyli wykorzystującej techniki inżynierii genetycznej, lub na drodze selekcji genetycznej.
Gdyż selekcja jakiejś cechy to jest także manipulacja genetyczna. Wybór czyli selekcja jednej cechy sprawia, że pomniejszona zostaje szansa ujawnienia się innej cechy. Wynika to z teorii o samolubnym genie Richarda Dawkinsa. W myśl tej teorii pojedynczy organizm jest wehikułem przenoszącym geny gatunkowe, które w organizmie tym wypełniają program w genach zakodowany. Przypomnieć należy, że gen to tyle co przepis na białko. To instrukcja na syntezę białka w komórce. Najczęściej białka enzymu kierującego ściśle określonym procesem lub wpływającego na inny gen.
Czyli gen realizując swój program, będzie uszczuplał możliwości ekspresji innego genu. Stąd też rozprzestrzenienie się jednej lub kilku cech pożądanych z punktu widzenia kierunku użytkowania zwierzęcia, ograniczy szanse ujawnienia się innych cech. Przy czym te nieujawnione cechy (o czym nie wiemy na pewno) mogą okazać się ważne lub nawet bardzo ważne dla utrzymania stanu homeostazy, a więc stanu zdrowia zwierzęcia. Bo zdrowie to harmonia często sprzecznych żywiołów, które są w organizmie. By zilustrować ten problem można za przykład przyjąć ilość energii, którą zwierzę ma w swoim organizmie do dyspozycji. W uproszczeniu można założyć, że posiadana energia jest skierowana na:
- potrzeby bytowe utrzymujące stan homeostazy w organizmie, wyrażający się zdrowiem
- produkcję (mięśni, tłuszczu, mleka, wełny itp.)
- rozród (szczególnie obciążający wysokowydajne samice)
Czyli selekcja nakierowana na większą mleczność lub na przyrosty mięśni, w konsekwencji pomniejsza szanse zabezpieczenia, na niezbędnym poziomie, potrzeb bytowych zwierzęcia co może zaważyć na jego przyszłym zdrowiu oraz powiększy się prawdopodobieństwo wystąpienia zakłóceń w rozrodzie. Stąd już blisko do uprawnionej konkluzji, że większość problemów z którymi mamy do czynienia w intensywnej hodowli, to cena za postęp osiągnięty w dążeniu do ekspresji cech, które wcześniej uznaliśmy za ważne. Możliwe nawet, że wysokowydajne zwierzę zostało tak zmienione, iż szereg wcześniejszych przystosowań biologicznych, zapewniających homeostazę organizmu, zostało bezpowrotnie rozregulowanych i utraconych.
Jeśli więc przedstawiona argumentacja jest poprawna to doszliśmy w niej do punktu, który być może ułatwi pełniejsze zrozumienie nowych problemów wysokointensywnej hodowli. Możliwie także, iż pozwoli to wyzbyć się złudzeń, że kiedyś problemy te definitywnie rozwiążemy. Raczej należy sądzić, że raz zachwiana homeostaza organizmu, taką już pozostanie na wiele lat. Może i na zawsze. Zmienne będą jedynie symptomy, przy pomocy których zwierzę będzie nam to ujawniać.