Wernisaż: 28.07.2017, godz. 14.00, wystawa czynna do 31.10.2017 w Mazowieckim Centrum Sztuki Współczesnej "Elektrownia" w Radomiu, ul. Kopernika 1.
Pamięci, przemów…
Kiedy fascynuje mnie czyjaś twórczość, staram się poznać losy autora. Dociec, w jaki sposób osobiste doświadczenie wpłynęło na dokonania. W przypadku Małgorzaty Jabłońskiej wydawało się to łatwe. Pomocny w tym miał być projekt BIO, jej skondensowana biografia, podana w graficznej formie z pozoru czytelnej jak elementarz. Ułuda!
Owszem, w miarę łatwe było odgadnięcie artystycznych inspiracji Małgosi od młodości do czasów współczesnych: Mona Lisa Leonarda, Madonna Sykstyńska Rafaela, wilczyca kapitolińska (rzeźba z V wieku p.n.e., symbol Rzymu), Nevermore Gauguina, Andy Warhol i jego grafika przedstawiająca lądowanie Armstronga na księżycu… Odniesienia do tych dzieł można odnaleźć w miarę łatwo, choć zostały przerobione "po Małgosinemu".
Ale zrozumienie jej emocji, ukrytych w kompozycji, okazało się niemal tak trudne jak przeniknięcie treści hieroglifów. Kiedy wreszcie co nieco pojęłam, poczułam się prawie tak dumna jak Champollion po odczytaniu piktogramów wyrytych na kamieniu z Rosetty.
Porównanie o tyle równouprawnione, że w obydwu przypadkach mamy do czynienia z pismem, czy raczej zapisem obrazkowym. W obu przypadkach przekaz został zaszyfrowany, lecz logiczny. To się czuje, to się wie, nawet gdy nie mamy w rękach klucza do odczytania tego rebusu.
Małgosię Jabłońską inspirują zjawiska "zimne" i bezosobowe: cyfrowa infografika, gry komputerowe, klocki Lego, japoński komiks, "język" designu. To wszystko przerabia po swojemu, nadając "wypowiedziom" kształt elegancki, efektowny i… zwodniczy.
Bo pod iluzją chłodnego uniwersalizmu kipią emocje.
Bo… popatrzmy na BIO.
Cztery dekady życia zawarte w jednej sekwencji sprowadzone do dwudziestu kilku sytuacji. Sceny nie zostały podzielone na kadry. Wyłaniają się z bieli, z bezkresu czasu; splatają w warkocz wydarzeń nie osadzonych w żadnych realiach. Ciąg wspomnień, obrazki wywoływane z pamięci.
Jak wiadomo, pamięć bywa zwodnicza. Natomiast emocje nie oszukują. Czujesz, co czujesz. Boli, co boli, wzrusza, co wzrusza. Przed sobą nie da się uciec.
Toteż Małgorzata Jabłońska opowiada nam nie życiorys, lecz rysuje biografię uczuć.
Sekwencję otwiera symboliczny (używany jako logo w drukach i na FB) autoportret artystki, skośnookiej "dziewczyny w okularach". Tyle daje się powiedzieć o znakach szczególnych w jej twarzy. Reszta pozostaje domysłem: nie ma ust, nosa, nawet kształt twarzy został poddany graficznej obróbce.
Dziewczyna stara się zobrazować swą historię. Nie ma jednak zaufania do pamięci, bierze ją niejako w nawias, cytuje "powidoki przeszłości".
Z lekką ironią wspomina swą naiwną wiarę w książkową wiedzę. Drwi z marzeń w to, że zdobędzie świat dzięki talentowi i pracy. Ekscytuje się (z perspektywy współczesności) odkryciem świata wirtualnego; przyznaje do zachłyśnięcia możliwościami cyfry. Jednak w pewnym momencie ważniejsza od sztuki staje się miłość. Decyduje się zostać matką. I macierzyństwo daje jej siły, o posiadanie których nawet się nie podejrzewała. Z kruchej kobiety zamienia się w wilczycę (rzymską), umiejącą walczyć o dziecko, o to, by stworzyć córce jak najlepsze warunki.
Nie znaczy to, że wszystko idzie jak po maśle. Konflikty z partnerem, komplikacje zdrowotne i coraz większe problemy egzystencjalne sprawiają, że każdy dzień zamienia się w kosmiczną podróż.
Na pewnym etapie życia artystce wydaje się, że spada na nią zbyt wiele, żeby ten ciężar udźwignąć. Czuje się jak Kariatyda, ba! jak żeńska wersja Atlasa, podtrzymującego na barkach cały świat - choć to przecież tylko mały, prywatny świat. Jest pewna, że dłużej nie da rady, że trudności ją pokonały, przywaliły.
Jednak… udaje się jej przezwyciężyć słabość. Oswobodzić się z czarnych myśli. Odrzucić precz przygniatający ją ciężar. Wykopać, jak piłkę.
Widzicie ją, tę dziewczynę w okularach?
Na jej głowie olimpijski laur - choć nie startowała w żadnych zawodach, jednak wygrała najtrudniejszy pojedynek - z własnymi słabościami, strachami, ograniczeniami. Piękne zwycięstwo.
Choć wiadomo, że nic nie jest dane raz na zawsze i że los może jeszcze wykonać niejedną woltę.
Mimo wszystko, warto pamiętać o takich sukcesach - o zwycięstwie nad sobą.
Monika Małkowska
Małgorzata Jabłońska, urodziła się w 1976 roku w Pyskowicach; artystka, projektantka graficzna, mieszka w Gliwicach.
Dyplom z projektowania graficznego w pracowni Nowych Mediów na Wydziale Grafiki w Katowicach, ASP w Krakowie. Ukończyła Podyplomowe Studia Muzealniczo-Kuratorskie na Uniwersytecie Jagiellońskim. Obecnie pracuje nad doktoratem (UAP), opowiadając językiem grafiki o neuronauce.
Zajmuje się przede wszystkim grafiką, w tym narracją graficzną (komiksem). Narzędziem jej pracy jest komputer, tematem życie (często własne) formą figuratywna geometria, metodą działania redukcja. W sztuce wykorzystuje język dizajnu, którym precyzyjnie porządkuje chaos zdarzeń i emocji. Uczestniczka wielu wystaw indywidualnych i zbiorowych w kraju i za granicą (m.in. w Szwecji, Niemczech, Holandii, Austrii, Włoszech, Korei). Jej prace prezentowały: Instytut Polski w Dusseldorfie i Wiedniu, przestrzeń artystyczna "Parismoskau" w Lipsku, galeria "Raster" oraz Miejsce Projektów Zachęty w Warszawie, galeria "Arsenał" w Białymstoku, Galeria Beta w MOCAK-u. Na Śląsku m.in.: Galeria Sztuki Współczesnej BWA, "Rondo Sztuki" i "Galerię Intymna" w Katowicach, Centrum Sztuki Współczesnej "Kronika" w Bytomiu czy Stacja Artystyczna Rynek w Gliwicach.
Aktywna na polu edukacji jako wykładowca akademicki (Politechnika Śląska, Podyplomowe Studia Grafiki) oraz jako autorka warsztatów artystycznych i projektowych dla dzieci i dorosłych, we współpracy z i instytucjami kultury i placówkami edukacyjnymi. W tym roku szkolnym prowadzi cykle warsztatów w Domu Oświatowym Biblioteki Śląskiej w Katowicach, w Szkole Rysunku i Malarstwa "Uffo" w Gliwicach oraz zajęcia w ramach Otwartego Studium Rysunku i Malarstwa na Wydziale Architektury Politechniki Śląskiej. Członkini ZPAP, okręg gliwicko-zabrzański.