13 lipca, czwartek, godz. 20 – 23, Cud nad Wisłą
Paula i Karol
Osiem lat temu wzięli szturmem warszawską scenę niezależną. Z marszu zyskali miano pary dziwaków - aktywiści zajęci ratowaniem świata przed konsumpcyjnym szaleństwem, muzykujący na początku trochę z przypadku, przy okazji.
Śpiewali po angielsku (oboje mimo polskich rodowodów wychowywali się zagranicą), grali na instrumentach, którymi nie posługiwali się zresztą z wirtuozerią, dawali koncerty w ogródkach, na chodnikach i dużych salach koncertowych, uwodząc publiczność radosną żywiołowością i entuzjazmem.
Szybko stali się pionierami rozrastającej się w Polsce sceny indie folkowej. Oryginalni, obco-swojscy, ale nie przaśni. Sprzedają płyty na całym świecie - poza Niemcami, w których grają równie często, co w Polsce - ich muzyka jest popularna w tak różnych miejscach, jak Brazylia i Islandia. Jednak praca nad nowym, czwartym w dorobku zespołu albumem "Our Town" stała się dla Pauli Bialski i Karola Strzemiecznego prawdziwą próbą sił i najtrudniejszym sprawdzianem w życiu.