CHEER-ACCIDENT są muzyczną jakością samą w sobie. Zdecydowanie nie podążają wytartymi ścieżkami, po prostu grają swoje po paru latach dostrzegając doganiające ich trendy.
Historia nie obeszła się jednak z nimi zbyt łaskawie proponując im miejsce w pobliżu śmietnika.
Wytwórnia płytowa Skin Graft bez ceregieli stawia zespół na przegranej pozycji już w pierwszym zdaniu określając ich mianem popychadła („underdog") chicagowskiej sceny.
Cheer-Accident można przypisać prekursorstwo wielu zjawisk, które objawiły się światu wraz erupcją z chicagowskiej sceny gitarowej lat 90tych, jak i w szerszym ujęciu o wyprzedzenie całej fali amerykańskiego emo czy indie rocka. Mimo to zespół musi obejść się smakiem i etykietką kapeli kultowej co w praktyce oznacza uwielbienie ze strony muzyków innych zespołów, artystów i niektórych dziennikarzy muzycznych oraz konkretną abnegację tłumu. Muzyka Cheer-Accident nigdy nie zyskała rozgłosu tej miary co dokonania chicagowskich „indie-gigantów" pokroju Trans Am, Tortoise czy Shellac. Nie o rozgłos i miejsce w szeregu chyba jednak tu chodzi. Cheer-Accident byli tu już dawno i mogliby z powodzeniem zapytać: „gdzie byliście przez te wszystkie lata i czemu zajęło wam to tak długo?"
Cheer-Accident wystartowali dosłownie w pierwszych sekundach 1981 roku podczas burzliwej noworocznej balangi z inicjatywy Jim Drummonda (wokalny strumień świadomości), Thymme Jonesa (piano), and Mike`a Greenleesa (bębny). Przez pierwsze 5 lat pozostawali nieformalną, jammującą 10-osobową ekipą redefiniującą nieustannie swoją muzyczną tożsamość i nie dbającą kompletnie o to czy ktokolwiek, kiedykolwiek dowie się o ich istnieniu. W tym czasie powstały niezliczone taśmy produkowane własnym sumptem, z których wydana w 1986 „Life Isn`t Like That" uchodzi za debiut zespołu. W 1987 roku zespół rozpoczyna działalność koncertową, a rok później rejestruje pierwszy longplay "Sever Roots, Tree Dies" jako trio w składzie Jeff Libersher (gitara), Chris Block (bas) i Thymme Jones (bębny). Album produkuje Phil Bonnet który wkrótce zostanie czwartym członkiem zespołu i wieloletnim producentem. W latach 90-tych Cheer-Accident korzystali także z usług guru noisowego brzmienia Steve`a Albini a ich muzyczne ścieżki przecięły się m.in. z Jebem Bishopem (Vandermark 5) oraz członkami zespołów You Fantastic! i The Flying Luttenbachers. Wydając kilkanaście albumów gościli m.in. w brytyjskiej Neat Records, następnie w Complacency, Pravda Records i Skin Graft Records.
Cheer-Accident należą do zespołów, które raczej zacierają i przekraczają granice gatunkowe niż dają się wepchnąć w określoną szufladkę. Określenia typu indie-prog-rock, czy distorted pop nieznacznie tylko przybliżają o co chodzi. Szufladkowanie należałoby rozpocząć od miękkiego lo fi popu a zakończyć na noise`owych kolażach. Albo raczej wyobrazić sobie co powstałoby z mikstury rockowych szansonistów typu (nomen omen) Chicago zderzonych z zespołami pokroju U.S. Maple, czy The Flying Luttenbachers a więc kompanami z ich macierzystej „no wave`owej" wytwórni Skin Graft Można też ewentualnie wyobrazić sobie emo band, który nieustannie szydzi z tego jak bardzo jest emo.
Co odróżnia ich od ton innych zespołów, którym można przykleić wyświechtane dziś etykietki post-punk czy indie rock? Cheer-Accident są bardziej nieprzewidywalni i bardziej rozrywkowi. Są aestetyczni i autoironiczni. Ich koncert może się niespodziewanie przerodzić w anty-muzyczny performance. Pasjonują ich dysonanse, nieparzyste podziały i rozjeżdżające akordy a mimo to można bezspornie stwierdzić że są przebojowi. Jeśli jednak po kilku minutach obcowania z ich muzyką przejdzie wam przez głowę by łatwo zaszufladkować ich jako jeszcze jeden zespół pop, indie, czy jak tam jeszcze Ch-A skruszą wasz światopogląd w sekundę inwazją dysonansów, delirycznych dźwięków i ekscentrycznego poczucia humoru. Sami zastrzegają przewrotnie, że grają pop, który nie jest ogłupiający. Jest przeraźliwie ogłupiający.
Radiostacje jednak ich raczej nie polubią.
15.04 WARSZAWA – AURORA
ul. Dobra 33/35 wstęp 15 pln / 20 pln
+ KWADRATOWI