"Piaskownica" to sztuka autorstwa Michała Walczaka, studenta reżyserii warszawskiej Akademii Teatralnej. Bohater sztuki - "On" - bawi się sam w osiedlowej piaskownicy.
Dzięki swojej nieposkromionej dzięcięcej fantazji tworzy najniezwyklejsze historie, których bohaterem jest podziwiany przez niego Batman. I bawi się tak sam, do momentu gdy jego spokój zakłóca przybycie nieznajomej dziewczynki...
Kiedy braliśmy się za spektakl - będący niejako przedłużeniem warsztatów teatralnych dla nas, nowego "narybku" Kontrapunktu, pan Bogdański nie ukrywał, że sztuka do łatwych nie należy i będzie od nas wymagać wiele pracy i wysiłku. W tej kwestii z pewnością się nie zawiedliśmy. Zaczęło się niewinnie, od przeczytania sztuki - z podziałem na role, po jednej scenie, w różnych konfiguracjach, z didaskaliami i bez. Stopniowo, poza "poprawnym" czytaniem, przyszedł czas i na interpretację. Sztuka, choć - jak wspomniałem - niełatwa, jest niewiarygodnie zabawna, więc nie nudziliśmy się na próbach. Cytowaliśmy słowa "Onego" przy każdej okazji, dyskutowaliśmy nimi między sobą, ba! nawet zdarzyło się raz czy drugi użyć ich w stosunku do nauczycieli w szkole. Muszę przyznać, zakochałem się w sztuce i jej specyficznym stylu niemal od pierwszego wejrzenia.
Stopniowo przyszedł czas i na powolne "układanie" spektaklu. W czarodziejski sposób z jednej próby tygodniowo zrobiły się dwie... potem trzy... coraz więcej czasu, ale i coraz więcej pracy. Część chętnych do sztuki wykruszyła się, zostało nas tylko czworo. Uczenie się tekstu jakoś nie szło, we wrześniu z jego znajomością nie było najlepiej (biję się w piersi, ani ja, ani inni nie dopełniliśmy obowiązku nauczenia się całości przez wakacje), ale pan Bogdański wykazał dla nas iście anielską cierpliwość i... jakoś to szło.
A przecież próby to nie wszystko! Szukanie rekwizytów, wymyślanie i tworzenie dekoracji, nauka ról - na brak pracy narzekać nie mogliśmy.
Od października ruszyliśmy jeszcze ostrzej. Choć doszły nam próby "Poobiednich Igraszek", prace nad "Piaskownicą" szły pełną parą. Stopniowo, pod okiem Pana Reżysera, odkrywaliśmy możliwości, jakie kryje w sobie świetnie napisany tekst dramatu. Ale nie znaczy to, że było łatwiej - na tym etapie już lały się krew, pot i łzy. Gdyby tego było mało, ja pracowałem jako inspicjent, a Krzysztof jako asystent reżysera.
Praca była ciężka, prób opuszczać - jak wiadomo - nie można, lenistwo i Krzysiek łamiący i uszkadzający sobie rozmaite części ciała (kto by pomyślał, że na tyle sposobów człowiek może sobie coś zrobić?) nie ułatwiały nam zadania, ale tytaniczna praca nasza, a zwłaszcza pana Bogdańskiego nie poszła na marne. Jakoś udało się dobić do portu.
Czy warto zobaczyć spektakl? Trudno mi być obiektywnym, ale... jeśli ogrom włożonej pracy, fakt, że sztuka była w stanie nas bawić nawet wtedy, gdy znaliśmy ją na pamięć, doświadczenie reżyserskie pana Bogdańskiego oraz czas, jaki poświęciliśmy na doszlifowanie całości grają rolę - to odpowiedź może być chyba tylko jedna. Kto nie przyjdzie, niech żałuje... ;)
Teatr Kontrapunkt przy Natolińskim Ośrodku Kultury
"Piaskownicę" pokażemy 17, 18 i 19 września (niedziela, poniedziałek, wtorek) o g. 18:00